Beskid Śląski – Kotarz 974 m n.p.m., Klimczok 1117 m n.p.m., Szyndzielnia 1030 m n.p.m., Trzy Kopce 1082 m n.p.m., Błatnia 917 m n.p.m.

2 stycznia, 2023

Planujemy dwudniową wycieczkę w Beskidzie Śląskim. Nocleg zarezerwowany mamy w Schronisku PTTK na Szyndzielni. Pogoda trafia nam się delikatnie mówiąc średnia, ale dość charakterystyczna jak na późną jesień. Na dole pada deszcz, chmury są zawieszone nisko, co zwiastuje raczej brak widoków. Natomiast u góry panuje już zima.

Na szlak wychodzimy z Brennej. Auto zostawiamy przed Parafią św. Jana Chrzciciela, znajduje się tutaj kilka miejsc postojowych i zaczyna się niedaleko szlak niebieski, który wybieramy do podejścia pod pierwszy szczyt, czyli Kotarz 974 m n.p.m. Do pokonania mamy około 7km i ponad 550m przewyższenia. Niestety droga w większej części jest dostosowana do ruchu samochodów i prowadzi do licznych posesji. Dopiero w wyższych partiach wchodzimy do pięknego bukowego lasu. Ściółkę pokrywa dywan złotobrązowych liści. Nie trwa to jednak długo, bo szybko docieramy do granicy śniegu. Dochodzimy na Kotarz. Gdy jest ciepło, funkcjonuje tutaj Piknik Bar, z którego usług kiedyś dane było nam korzystać. Po za tym jest schron turystyczny, wieża nadajnika i Ołtarz Europy. Z późniejszej analizy mapy, wywnioskowaliśmy, że lepiej byłoby chyba wybrać równoległą trasę, szlakiem koloru zielonego. Nasze podejście było proste, przez znaczną część szerokie i nudne.

Podejście szlakiem niebieskim pod Kotarz
Szlak niebieski z Brennej na Kotarz
Szczyt Kotarz

Z Kotarza schodzimy na Przełęcz Karkoszczonka szlakiem czerwonym. Wytracamy około 250m przewyższenia. Droga jest dość wygodna, chociaż już nie dostosowana do samochodów. Po drodze mijamy kilka słabo zaznaczonych w terenie szczytów. Schodzimy poniżej linii śniegu. Ten odcinek szlaku jest bardziej kamienisty, ale nic trudnego technicznie. Na przełęczy, w starej góralskiej zagrodzie, znajduje się schronisko Chata Wuja Toma, ale nie jesteśmy zainteresowani odwiedzinami i od razu ruszamy dalej czerwonym w kierunku Schroniska PTTK na Klimczoku. Do pokonania mamy około 3km i 350m przewyższenia. Wracamy znów na śnieg. Droga zachowuje charakter jak na zejściu z Kotarza. Być może są tu jakieś widoki, ale dzisiejsza pogoda ich nie oferuje. Docieramy do Siodła pod Klimczokiem i dalej szlakami niebieskim i zielonym do samego schroniska, które wbrew nazwie leży na zboczach Magury. Jest to murowany, dość spory budynek zbudowany w 1914. Spędzamy tu lekko ponad godzinę, racząc się piwkiem i obiadem, podawanym na jednorazowych opakowaniach.

Zejście z Kotarza czerwonym na Przełęcz Karkoszczonka
Podejście czerwonym na Siodło pod Klimczokiem
Podejście czerwonym na Siodło pod Klimczokiem
Siodło pod Klimczokiem
Schronisko PTTK na Klimczoku

W tym czasie robi się ciemno. Schodzimy z powrotem na siodło i wspinamy się w ciemnościach na Klimczok czarnym szlakiem. Następnie żółtym, a później żółtym z czerwonym, głównie schodzimy w kierunku Schroniska PTTK na Szyndzielni, której wierzchołek mijamy zaraz przed schroniskiem. Zostajemy tu na noc. Pokój z dwoma piętrowymi łóżkami i dostępem do wspólnej łazienki. Korzystamy jeszcze z usług bufetu i tak kończymy pierwszy dzień wycieczki.

Klimczok
Schronisko PTTK na Szyndzielni

Do przejścia mieliśmy około 17km i ponad 1100m podejść. Trasa nie była wymagająca, a można by rzec przyjemna/rekreacyjna. Z racji pogody na trasie nie spotykaliśmy praktycznie nikogo, łącznie ze schroniskami, co wynika z pogody i tego, że wyciąg na Szyndzielnię jest w ten weekend nieczynny.

Drugi dzień zaczynamy od śniadania w bufecie schroniska. Nie mamy dziś wielu km do przejścia, więc pozwalamy sobie na dłuższy odpoczynek. Pogoda trochę odpuściła, ale z rana nie ma mowy jeszcze o jakichś widokach. Chmury przetaczają się nad nami. Plan to zejść do Brennej przez Schronisko PTTK na Błatniej. Trasa nie długa, dorzucamy więc małą pętelkę obejmującą wieżę widokową na Szyndzielni. Miejsce to i tak jest zamknięte, ale to w sumie nic nie zmienia, bo widoków na razie nie będzie.

Widok z okna Schroniska na Szyndzielni

Wychodzimy ze schroniska i ruszamy szlakami czerwonym, zielonym i żółtym w dół. Po chwili opuszczają nas oznaczenia żółte, a moment później zielone znaki. Idziemy za samymi czerwonymi. Docieramy do skrzyżowania z żółtym szlakiem. Skręcamy ostro w prawo, chwile idziemy żółtą, a następnie także zieloną wąską ścieżką pod górę. Szybko docieramy do zabudowań górnej stacji wyciągu na Szyndzielnię. Stoi tu wieża widokowa, wejście na nią jest płatne. Kiedyś ją odwiedziliśmy, rozciągają się z niej widoki na Bielsko, wypatrzeć można Babią Górę, czy Beskid Mały. Dziś musimy obejść się smakiem. Zielonym, a następnie zielonym i czerwonym, a później jeszcze żółtym wracamy do schroniska. Zatoczyliśmy ponad półtora kilometrowe kółeczko. Do wieży można by dojść szybciej, trzymając się od początku znaków zielonych i wracając tą samą drogą.

Wieża widokowa na zboczu Szyndzielni

Ruszamy w stronę Klimczoka, drogą którą tu przyszliśmy wczoraj. Mijamy znów szczyt Szyndzielni. Bezpośrednio przed podejściem pod Klimczok, odbija łącznik oznaczony czarnymi znakami. Jako, że widoczność nadal jest zerowa, to wykorzystujemy go do obejścia wierzchołka i znów wracamy na szlak żółty. Podchodzimy pod Trzy Kopce 1082 m n.p.m. Szlak częściowo idzie między młodnikiem, więc prawdopodobnie będzie tu coś widać. Sam szczyt oznaczony jest kartką przybitą do drzewa, z wysokością 1080m n.p.m. Nie wiemy z czego wynika różnica. Wiemy za to, że nazwa wierzchołka pochodzi od kopców usypywanych tu dla zaznaczenia granic wsi Brennej, Wapienicy i Szczyrku, chociaż w tym miejscu schodziły się także granice Księstwa Cieszyńskiego i austriackiego hrabstwa bielskiego oraz Polski. Kiedyś w tym miejscu było także schronisko. Droga, którą się poruszamy jest wygodna. Pogoda zdecydowanie poprawia się i na szlaku napotykamy sporo ludzi, głównie biegaczy. Szlak teraz delikatnie schodzi w dół, a następnie podchodzi pod wierzchołek Stołów 1035 m n.p.m. Dość płaski wierzchołek, który mimo, że pokryty lasem, oferuje pierwsze skromne widoki dzisiejszego dnia, przez prześwity powstałe w zrębach. Żółty szlak, a my razem z nim, idzie na Błatnią. Wytracamy w związku z tym około 100m przewyższenia, a spod naszych stóp znika śnieg.

Szlak czarny – łącznik omijający Klimczok
Podejście na Trzy Kopce, w tle Klimczok za chmurami
Zejście z Trzech Kopców

Wchodzimy na Polanę pod Błatnią, skąd oglądamy pierwsze porządne widoki podczas tego wyjazdu. Na samym szczycie, z betonowego zbiornika na wodę oglądamy panoramę Bielska Białej, Szyndzielnię, Stołów oraz inne szczyty Beskidu Śląskiego, częściowo jeszcze poprzeplatanego chmurami, co dało ładny efekt. Ze szczytu schodzimy do Schroniska PTTK na Błatniej. Klimatyczne miejsce, w którym zostajemy przez chwilę. Nie polecamy jednak herbaty z rumem 😅.

Polana na Błatniej
Widoki z polany
Szczyt Błatniej
Schronisko PTTK na Błatniej

Przed nami ostatni etap, czyli zejście do Brennej. Schodzić będziemy szlakiem zielonym. Za schroniskiem mijamy jeszcze zabudowania Rancza Błatnia, mogiłę Żołnierza Wyklętego Edwarda Biesioka ps. Edek, żołnierza NSZ, poległego na zboczach góry w 1946r. Mogiła jest na lekkim wzniesieniu i oferuje całkiem ciekawy widok na Błatnią i Stołów, zwłaszcza, że jeden jest zielony, a drugi zaśnieżony, co ciekawie kontrastuje. Zielonym szlakiem dość szybko i wygodnie wytracamy wysokość. Z szlaku widać m.in. Skrzyczne 1257 m n.p.m. Kiedy natrafiamy na szlak czarny, to skracamy sobie nim drogę do samochodu. Gdy dochodzimy do wsi, zostaje nam jedynie paręset metrów do auta.

Błatnia i Stołów
Zejście zielonym szlakiem do Brennej

Wycieczka jak na 2 dni, nie była specjalnie długa. Trasa jest prosta technicznie i dość mocno nasycona schroniskami i ciekawymi miejscami. Dla dobrego piechura, można oba te dni zwinąć spokojnie w jeden. Większość przewyższeń pokonaliśmy pierwszego dnia. Polecamy 😊

Wszystkie wpisy z tego rejonu