Na majówkowy wypad zaplanowaliśmy pierwszą w życiu wycieczkę w Małą Fatrę. Już na dzień dobry, można powiedzieć, że było warto. Zaplanowaliśmy to na 1 dniową akcję, droga z naszego miasta to około 3.5 godziny, więc dopiero przed 9 pojawiliśmy się na parkingu na końcu Stará dolina. Znajduje się tu kilka sporych parkingów. Część od 1 maja zaczyna pobierać opłaty, ale te przed mostem są darmowe i mimo nie jakoś wczesnej godziny wcale niezatłoczone. I to jest kolejne spostrzeżenie, że w Majówkę, w bardzo przyjemną pogodę nie ma tutaj dzikich tłumów.
Przebieramy się i ruszamy na szlak. Wybraliśmy za cele dziś Chleb i Wielki Krywań. Trasa nie wydaje się długa, zwłaszcza na mapie to lekko ponad 15km, ale jeszcze nie wiemy, jak bardzo da nam w kość. Podchodzimy kawałek asfaltem pod schronisko Vrátna chata. Jest tu też dolna stacja kolejki, wożącej chętnych na Snilovské sedlo prawie 800m wyżej.
My natomiast odbijamy w las szlakiem żółtym. Droga idzie leniwie pod górę, pozwala złapać rytm marszu i rozgrzać się. Widoki na razie nie są imponujące – wąska, kamienna miejscami, ścieżka pośród drzew. Szlak meandruje przez 2.5km, aż wychodzi na ładną łąkę, na której stoi Chata na Grúni. W jej tle widzimy piękną panoramę Veľký Rozsutec. Przysiadamy na łące i zimnym piwkiem zakupionym w schronisku, kontemplujemy dłuższą chwilę.
Następnie czeka nas ciężkie podejście. Na razie zdobyliśmy około 280m przewyższenia, a przed nami stok, którym biegnie czerwony szlak. Jest naprawdę stromo, podejście zdobywa 480m elewacji, wg map-turystycznych to 1.5km, w rzeczywistości będzie trochę więcej, bo od połowy szlak zaczyna gęsto szyć zbocze. Nie ma co, jest ciężko, ale technicznie o ile nie będzie ślisko, to nie ma tragedii. Pojawiają się pierwsze dalekie panoramy, a schronisko które niedawno opuściliśmy maleje w oczach. Końcówka to naprawdę długi zygzak, wg śladu GPS, który narysował się podczas jego pokonywania kierunek zmienialiśmy 66 razy. Stajemy na Poludňový grúň 1450m.n.p.m. Zarządzamy odpoczynek w pięknych okolicznościach przyrody.
Po nim, wydaje nam się, że zaraz będziemy wchodzić na Chleb. Pełni zapału ruszamy na następne widoczne wzniesienie. Idzie się granią, widoki po obu stronach są piękne. Wyszukujemy w mijanych panoramach Babiej Góry, Rozsuteców, Tatr, Tatr Niżnych i innych gór. Wchodzimy na szczyt i przeżywamy pierwszy geograficzny zawód. Stoimy na północnym, niższym szczycie o nazwie Steny. Mierzy 1525m n.p.m. i do tej pory przysłaniał nam dalszą drogę. Jest naprawdę ładna, więc ruszamy na Chleb. Sytuacja się powtarza i stajemy tym razem na południowym szczycie Stenów 1623m n.p.m. Z rezerwą podchodzimy do wizji, że to co przed nami to Chleb. Ruszamy dalej i mamy rację, wchodzimy po ostatniej łasze śniegu na Hromové 1636m n.p.m. Stąd już widać na pewno Chleb. Do pokonania jest Hromove sedlo, gdzie po większych kamieniach widzimy już skaliste zbocze Chlebu. Po krótkim wysiłku stajemy na jego szczycie. Tabliczka obwieszcza wysokość 1646m n.p.m. Od Poludňovego grúnia przeszliśmy lekko ponad 3 km, gdzie chodząc w górę i w dół pokonujemy ok. 320m elewacji. Znów czas na odpoczynek, widoki są piękne, a nad nami i nad Wielkim Krywaniem latają szybowce.
Panoramy są przepiękne, zresztą jak przez całą drogę. Z Chlebu schodzi się dość przyjemną drogą, miejscami otoczoną kosówką około 100m w dół na Snilovské sedlo, to tutaj jest górna stacja kolejki, o której wspominałem w tym artykule. W nogach mamy już ponad 1000m elewacji, a przed nami wisienka na torcie w postaci Wielkiego Krywania. Od schroniska cały czas poruszamy się czerwonym szlakiem. Z przełęczy na szczyt jest nieco ponad kilometr, ale podejścia ponad 180m. Dla zmęczonych nóg to tak sobie. Na sam szczyt prowadzi słabo znakowane odbicie. Wchodzimy. Nie zachwycamy się już tak widokami, mimo iż są piękne, natomiast nie różnią się diametralnie od tego co oglądamy od ostatnich paru godzin. Na szczycie symboliczny łyczek i schodzimy w dół.
Kamienie są dość luźne, więc kijki się przydają. Po powrocie na szlak, czeka nas ostatnie tego dnia podejście. Przed nami Pekelník 1609m n.p.m. Nie jest to na szczęście już jakiś duży wysiłek. Ze szczytu schodzimy szlakiem czerwonym, znów bez zaskoczenia można stwierdzić, że jest bardzo ładnie. Inaczej zapewne sądzą kolana, bo do zejścia od Wielkiego Krywania, jest cugiem ponad kilometr w dół. Czerwonym schodzimy do węzła szlaków Czerwony-Żółty-Zielony na Przełęczy Bublen. Zmieniamy na chwilę szlak na żółty, a następnie kontynuując trasę na wprost na skrzyżowaniu z niebieskim, na niebieski właśnie. Ten już coraz stromiej schodzi w dół. Malowniczo otoczony kosówką, sprowadza nas szybko na dół.
Docieramy do skrzyżowania ze szlakiem zielonym. Oznacza to, że wytraciliśmy prawie 500m przewyższenia, bo jesteśmy na Sedlo za Kraviarskym 1230m n.p.m., a auto stoi gdzieś na 700. Zielony prowadzi już głównie lasem. Ten w mniej niż kilometr gubi z licznika kolejne 230m, na koniec prowadząc dość krętym, stromym, wąskim i zasypanym liśćmi zejściem ze zbocza. Docieramy do doliny potoku. Tutaj momentami, również do pokonania suchą stopą wąskiej ścieżki, trzeba wspomóc się rękoma i stanąć na kamieniu w strumieniu. Zostaje około 1.5km drogi, na którym zgubimy kolejne prawie 300m przewyższenia, natomiast w porównaniu do pierwszej części zielonego, droga jest łagodna, szeroka. Parę razy przekracza potok mostkami. Idzie się nawet wygodnie. Na sam koniec jest symboliczne podejście i schodzimy prosto do Starej Doliny. Przekraczamy mostkiem potok Vrátňanka i jesteśmy praktycznie na parkingu.
Nie ma co gadać, wymęczyła nas ta trasa. Przewyższenia było sporo i było ono dość skumulowane, zarówno do zdobycia jak i wytracenia. Ludzi na trasie było sporo, ale nie można mówić o tłumach, czy tłoku w żadnym miejscu, co zresztą widać na zdjęciach. Wysiłek się spłacił, poprzez piękne widoki i w ogóle świetną wycieczkę. Już wiemy, że na pewno odwiedzimy to pasmo jeszcze nie raz. Było cudnie, polecamy!