W pobliżu Lisbony znajduje się bardzo ładna plaża o nazwie Praia da Ursa. Jest to dzikie miejsce, do którego aby dotrzeć, trzeba się trochę nachodzić. Musimy mieć świadomość, że na dole nie ma żadnej infrastruktury, a na trasie jest tylko 1 sznur, który ma pomóc w wejściu/zejściu, chociaż nie był przydatny. Na to miejsce wchodzimy na własną odpowiedzialność. Podczas rozpoznania przed wyjazdem, natrafialiśmy nawet na źródła, mówiące o tatrzańskim charakterze zejścia na dół. Są to znacznie przesadzone relacje. Na dole było sporo osób, zarówno starszych jak i dzieci, natomiast na pewno nie było tłoku. Widoki były za to świetne. Mimo to zejście wymaga jednak podstawowej sprawności fizycznej oraz minimum sportowego obuwia. Oczywiście znalazły się osoby, które to przelazły w klapkach, ale to głupie ryzyko i na pewno nie wygodnie. Opisane przez nas zejście zaczyna się z parkingu przy drodze do Cabo da Roca. Jest tu zatoczka z dwoma wjazdami, przystanek autobusowy i mieści się może nawet kilkanaście aut.
Czerwony szlak odbija tu szeroką szutrową drogą w przysłowiowe krzaki. Tą drogą dochodzimy do małego placyku. Niektórzy ten fragment pokonują również autem, ale w mojej opinii szkoda sobie kłopotu narobić, żeby zaoszczędzić 5 minut, bo droga nie jest jakoś specjalnie równa. Teraz jesteśmy w pierwszym kluczowym punkcie. Szlak czerwony (GR11, E9), zresztą i tak słabo oznaczony idzie prosto, lub skręca w prawo, zależy jak patrzeć. Od niego też będzie odbicie na plażę, ale tam zejście/podejście jest faktycznie bardzo ciężkie i wymaga użycia rąk i wspinaczki. My natomiast zaczynamy schodzić ścieżką w lewo.
Początkowo trasa łagodną udeptaną ścieżką schodzi w dół, nie ma żadnych trudności. W pewnym momencie przecięta jest paroma bruzdami, ale nadal nie powinno to sprawić większego kłopotu. W okolicach tego miejsca łączy się nasza droga ze ścieżką, z samego Cabo da Roca, czyli najdalej wysuniętego fragmentu stałego lądu Europy na zachód. Z relacji osób napotkanych na trasie podobno też bardzo ładny szlak, w co nie wątpimy, po tym co widzieliśmy na samym przylądku. Ścieżka w tym miejscu z naszej perspektywy skręca w prawo i dochodzimy do drugiego kluczowego momentu.
Jest to bardzo krótki i bardziej stromy fragment. Jest on wyposażony w sznur, który ma ułatwiać przemieszczanie się po tym fragmencie. Szczerze mówiąc, bez użycia tego wspomagacza, praktycznie bez użycia rąk spokojnie schodzimy na dół. Oczywiście trzeba zachować ostrożność.
Dalej to już tylko formalność. Ścieżka wytraca spokojnie wysokość i dociera do plaży. Tutaj czeka nas ostatni wysiłek, czyli zejście po wielkich kamieniach. Tworzą one w pierwszej części schody o dość wysokich stopniach, ale spokojnie pokonał je 4 latek przy niewielkiej pomocy.
Jesteśmy na plaży, pokonaliśmy łącznie około 1km i zeszliśmy 165m w dół. Musimy mieć na uwadze, że ten sam dystans będzie trzeba pokonać w drugą stronę. Mimo to cały wysiłek był warty. Krajobraz jest nieziemski. Plaża otoczona jest wysokimi ścianami, a z wody wystają strzeliste formacje skalne, o które rozbijają się fale. Plaża jest piaszczysta i dość szeroka. Nie ma tutaj tłumów.
Powolny powrót zajął nam 35 minut. W tym wypadku również nie było potrzeby użycia sznura. Jeśli jednak nie czujecie się na siłach, to zawsze można zawrócić. Całkiem niedaleko są również piękne plaże.